8 September 2009

Notka końcowoletnia

Pewnie znów się powtarzam, nie dalej jak rok temu pisałam zapewne na ten sam temat -

-lubię tę porę roku.

Już nie lato, nie upały, nie gorące wieczory i noce, nie pyliste i drgające powietrze, nie szukanie ochłody w najmniejszym skrawku cienia - ale jeszcze nie ciepłe ubrania, jeszcze sandałki są w użyciu, a po rześkim poranku przychodzi słoneczny, ciepły dzień. Miasto jest ciekawsze o tej porze roku - rano, spowite lekką mgiełką i muśnięte różem dopiero co wzeszłego słońca traci dosłowność i przenosi przechodniów w nieco bajkowy świat*, w południe jeszcze nie pozwala zapomnieć lipcowego skwaru, a wieczorami zapachem palonych liści przywołuje miłe wspomnienia. To czas, kiedy perspektywa włożenia na siebie czegoś cieplejszego nie powoduje przykrości, a nieokreśloną przyjemność. Choć coraz krótsze dni, to jeszcze nie ta przygnębiająca pora, kiedy wychodzi się i wraca po ciemku, jeszcze zmierzch sprawia przyjemność i zachęca do spaceru, ale równocześnie czas, w którym coraz lepiej smakują książki i domowe seanse filmowe, w którym już nie żal zostać w domu 'bo tak ładnie na zewnątrz'. To jest pora magiczna, przejściowa, zmienna i ulotna.




*o ile poranny wqrw pozwoli zabieganym na rozglądnięcie się wokół.

29 July 2009

Notka wakacyjna aka cukiniowa

czyli blog też ma wakacje :) Pomiędzy jednym urlopem a drugim znalazła się jednak mała chwila na parę słów (w końcu nikt nie chce siedzieć w zamrażarce :) ).

Placki cukiniowe z bundzem

Porcja dla dwóch NAPRAWDĘ NIEMOŻLIWIE głodnych osób lub dla większej ilości jako przegryzka.

3 małe cukinia
1 cebula
1 ząbek czosnku
1 jajko
15 dag bundza (mozarelli, bryndzy, w ostateczności żółtego sera)
sól, pieprz, opcjonalnie lubczyk
oliwa do smażenia

Cukinię zetrzeć na tarce na GRUBYCH oczkach, dodać pokrojoną w drobniutką kosteczkę cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek i żółtko jaja. Posolić ile kto lubi, dobrze wymieszać, odstawić.
Bundz drobno pokroić (np w paseczki 3x0.3x0.3 cm, lub w małą kostkę). Ubić białko jaja na sztywną pianę.
W tym czasie w misce z resztą składników powinna wydzielić się duża ilość płynu - dobrze odcisnąć np na gęstym sicie a jeszcze lepiej przez gazę. Po odciśnięciu dodać ser i białko, wymieszać delikatnie, doprawić pieprzem. Przy dobrym odciśnięciu nie potrzeba dodawać mąki, bo jak powszechnie wiadomo, mąka to ZUO.
Bardzo mocno rozgrzać niewielką ilość oliwy. Łyżką kłaść na patelnię nieduże placuszki, smażyć z obu stron na złoto. Po usmażeniu odsączyć na papierowym ręczniku, bo jak powszechnie wiadomo, nadmiar tłuszczu to takowoż ZUO.

Podawać można z sosem czosnkowym, tajskim, guacamole, sałatką z pomidorów, śmietaną, kefirem, sałatą, kawałkami mięsa i czym tam komu jeszcze przyjdzie do głowy. Uprasza się o nie pęknięcie z przejedzenia.

Smacznego :)

4 June 2009

Notka niedosłyszana

Upały rzucają się na słuch, wiedzieliście?

Idę Ci ja sobie kilka dni temu służbowo w miasto, a że upał był ponadprzeciętny to i koszulkę odpowiednio wykrojoną na się wdziałam. No i tak sobie maszeruję, aż tu za mną słyszę dwa męskie robotnicze głosy...

Robotniczy głos #1: - Ale ładny wzorek.
Robotniczy głos #2: - Co mówisz? Aaa, że ładny wtorek, no ładny, ładny...
Robotniczy głos #1: - Wzorek mówię! Wzorek, nie wtorek!! Ty to głuchy jesteś!!!
Robotniczy głos #2: - A sam jesteś głupi!


:)

28 May 2009

Notka zaniemówiona

Łał.

Zagadnienie pałętało mi się w głowie od dobrych paru tygodni. Pre-notka cierpliwie czekała na przeredagowanie i dopieszczenie.
No to się nie doczekała - Ben zrobił temat za mnie, co więcej zrobił to lepiej.

13 May 2009

Notka dwukołowa o napędzie nożnym


Nie powiem, Ktoś mnie zainspirował!
taverna rousios, agia roumeli, crete, greece,october 2013
all rights reserved

Do zarabialni dojeżdżam sobie od dłuższego czasu rowerem. Poza oczywistymi korzyściami typu lepsza kondycja, silniejsze mięśnie (czytaj: w ogóle jakieś mięśnie :P) i uniezależnienie od kapryśnej jak panna na wydaniu komunikacji miejskiej szybko dały o sobie znać ułomności typu koktajl piaskowy w oczy, doprawiona na kwaśno zupa deszczowa i nierówne chodniki. No właśnie - chodniki :)

Na ulicy przez większość dnia jest niewygodnie. Z początku próbowałam jeździć jezdnią ze względu na zdecydowanie bardziej przyjazny układ świateł, ale szybko doszłam do wniosku, że poruszając się wolniej niż samochody, przeszkadzam i stwarzam zagrożenie. Trudno uniknąć omijania 'na lusterko', za którym jadąc rowerem nie przepadam, a że sama jestem kierowcą, wiem też, że to żaden komfort wyprzedzać rowerzystę na wąskim pasie.

Tak. więc, jeżdżę głównie po chodnikach. Rano, przed siódmą to sama przyjemność - szczątkowa ilość pieszych, w dodatku otumanionych wczesną porą. Po południu jazda chodnikiem zmienia się w fascynującą grę pt. prawo-lewo. Polega ona na tym, że część dobrze już rozbudzonych (a bywa, że o tej porze często i podkurwionych) ludziów nanożnych widząc parę metrów od siebie ludzia narowerowego dostaje nagłego zaniku zdolności analizowania sytuacji i dokonywania błyskawicznych wyborów i z obłędem w oczach miota się w porządku "krok w prawo-krok w lewo-obożeonanapewnomnieprzejedzie". Nie przejeżdżam, grzecznie omijam, a i tak zwykle doganiają mnie brzydkie słowa :) Miły przechodniu, uwierz, na chodniku jest miejsce i dla ciebie i dla mnie, zmieścimy się. Ja jadę powoli i z wysokości widzę lepiej co się dzieje parę metrów przede mną, zdążę zareagować. Ale ty w zamian nie rzucaj się po całej szerokości jak niezdecydowana ciotka, szczególnie jeśli jesteś poniżej wieku emerytalnego, starszym wybaczam z urzędu. Jeśli nie należysz do ok. 5% nie potrafiących jeździć rowerem i czasem się na nim przemieszczasz, jest niemal pewne, że kiedyś sam byłeś w opisanej sytuacji, albo rychło w niej będziesz.

Chodniki nie są dla rowerzystów? Ok, w takim razie od teraz z mściwą satysfakcją zaczynam potrącać osobników z upodobaniem lezących nielicznymi ścieżkami rowerowymi. Dzwonienie na nich najczęściej wywołuje oburzone spojrzenia i brzydkie słowa jak wyżej (o ile ścieżka ułożona jest z ładnych ceglastych kostek, upodobanie od biedy wytłumaczyć można perwersyjnymi ciągotami do czerwonych dywanów, a co kieruje ludźmi, gdy ścieżka to po prostu oddzielony linią kawałek chodnika? Pewnie nic. A jezdnią nie chodzą, przynajmniej na trzeźwo.)


PS. za osobniki z uszkodzoną wyobraźnią traktujące chodnik jak tor speedrowerowy z przeszkodami nie ponoszę odpowiedzialności.
Póki co po większości miejskich chodników rowerzyści poruszają się w charakterze gości i przede wszystkim od nich zależy by nie byli to goście nieproszeni.

28 March 2009

Notka przyszłościowa czyli jaki jakie są każdy widzi

Kaman.
Każdy wie co to są jaki, nie?
No, takie te frędzlaste bawoły z Indii, to też, tylko że w tym momencie akurat nie o te jaki mi chodzi.
Mam na myśli jaki składniowe gramatyczne. Jaki przypuszczające, obiecujące, kuszące, jaki roztaczające w niedalekiej perspektywie wizję wspaniałego życia jakie (!) nas czeka.

No bo przecież:

...jak schudnę te pięć kilo/jak wyrzeźbię sobie pośladki...
...jak kupię sobie te fantastyczne buty, co je widziałam tydzień temu na wystawie a kosztują nieprzyzwoicie dużo/jak sprzedam tę tonę ciuchów co mi w szafie zalegają ani razu nie włożone...
...jak przeczytam w końcu tę mądrą książkę co to Anka się zachwycała a ja przebrnąć nie mogę przez pierwszy rozdział...
...jak napiszę w końcu tę książkę co mi od lat paru po głowie chodzi...
...jak będzie cieplej/chłodniej/dłuższe dni/dłuższe noce...
...jak mi urosną włosy/jak zetnę włosy/jak ufarbuję na nowy kolor...
...jak, jak, jak, JAK!!!!

No...
To dopiero będzie raj utracony i ziemia obiecana w jednym, nieprawdaż?!
Wtedy będziemy dopiero powabne i seksowne, piękne jak Penelope, wysportowane jak siostry Radwańskie, mądre jak prof. Bartoszewski. To co teraz - się nie liczy, liczy się to fantastyczne życie później, niedługo, ważne jest tylko to co będzie PO jaku.

Więc chudniemy te ileś kilo, kupujemy buty za pół pensji, czytamy mądrą książkę, a na koniec mamy tę nową szałową fryzurę - i życie wcale nie odmienia się w cudowny sposób, nie stajemy się lepsi bo jest nas mniej, bo mamy więcej albo inaczej.

To się podobno nazywa życiem w czasie przyszłym, nieumiejętnością cieszenia się z drobiazgów tu i teraz i prowadzi do poważnych rozczarowań.

Bo po prostu - indyjskie rogasie parzystokopytne i nasze rodzime jaki przypuszczająco-obiecujące mają prócz nazwy jeszcze jedną wspólną cechę.
Najczęściej PO nich zostaje tylko placek :)


10 March 2009

Notka gumiasta czyli czym wypełnić puste miejsce jak się nie ma lepszych pomysłów

Tak, owszem, wyjeżdżało się :) i niebawem wyjedzie się znów. I znów i znów, raz bliżej, raz dalej, raz tylko nad najbliższą kałużę a innym razem nad tę trochę dalszą. Ale tymczasem, póki co...
Nic mi się nie chce.
Zawsze o tej porze roku nic mi się nie chce. Strajk i wyżuta guma orbit, wszystko może poczekać bo ważniejsze jest spanie w ilościach nieprzyzwoitych - najlepsze i niezawodne antidotum na zły humor, niechciejstwo i próbujące nadgryzać przeziębienia. Liczę też na to, że jak już się wyczołgam ze snu to wczołgam się bezpośrednio w minimum 15 stopni w słoneczny dzień a nie taką bryndzę jak obecnie.

23 February 2009

Notka zezłoszczona

tylko zezłoszczona, albowiem gdyż ponieważ dbamy o czystość języka i nie nadużywamy wulgaryzmów. Poza tym już się nakurwiłam bezpośrednio przy zdarzeniu.
Kolejny raz waląc bezsilnie głową w pszepienkny nowy słupek przystankowy doszłam do wniosku, że w tym, skądinąd cudnym mieście, jeśli mam liczyć na komunikację zbiorową to lepiej od razu strzelić sobie w stopę. Przy czym celowość, a raczej bezcelowość liczenia jest wprost proporcjonalna do ilości czasu jaki się posiada by dotrzeć w pożądane miejsce oraz ważności sprawy, którą ma się do załatwienia, a środek komunikacji o ile raczy w końcu przyjechać, to będzie swój własny środek miał zdezelowany, brudny i o temperaturze zblizonej do tych, jakie panują w lodówce, a dodatkowo, w dzień taki jak dziś możemy otrzymać gratis ekstra atrakcje w postaci wody kapiącej na głowę. Nie można też zapominać o nonszalancji godnej Kubicy, z jaką część kierowców wjeżdża w zatoczki: te rozbryzgi świeżego błocka, te półtorametrowe fontanny tryskające spod kół, coś wspaniałego!! Panu prezydentowi marzy się jakieś horrendalnie drogie cacko, a tymczasem umykają mu ulotne wrażenia dnia codziennego!!
Po takim dniu jak dziś mam nosie ekologię, ideologię i inne -ogie, wolę wsiąść w cieplutki samochód i beztrosko generować korki. Zresztą ja tam lubię korki, przynajmniej dobrej muzyki można w spokoju posłuchać a i własnego nosa nie trzeba narażać na obywateli, którzy zapomnieli nie tylko o porannym prysznicu, ale i o tym z wczoraj, z przedwczoraj, nie mówiąc już że zapomnieli, że nie trzeba już się orać w lodowatej Odrze na tarze i z kijanką - pralki istnieją i są powszechnie dostępne.
Mamuniu, co za szczęście, że wiosna idzie i będzie można wykorzystać własne nogi do przemieszczania się po chodnikach bez dwudziestocentymetrowej warstwy błocka!
A żeby nie było tylko jęczenia sprawiedliwie przyznam, że do pracy wozi mnie na czas to cieplutkie volvo, to mercedesik :)

12 February 2009

Notka merfiująca

Zaiste, najlepszym sposobem na to, aby wywołać zimę, w momencie gdy jest to ostatnia rzecz, o jakiej marzę, jest napisać na blogu notkę nadziejowiosenną.
Analogicznie jak wywołać spóźniający się autobus zapaleniem ostatniego papierosa, czy sprowokować los nieposiadaniem absolutnie żadnej gotówki w portfelu w trakcie awarii terminali.
Swoją drogą śnieg, w lutym, w tej części świata... bez sensu :P

1 February 2009

Notka czasowstrzymująca

Równolegle do i niezależnie od notorycznego marudzenia w prawie każdej rozmowie, że 'jak dla mnie to mogłaby już być wiosna', lub też że 'mam powyżej noszenia na sobie każdorazowo ośmiu warstw odzieży', coraz częściej zauważam, że czas pędzi.
Gdy byłam małym dzieckiem, czas może i istniał - gdzieś tam w tle odmierzany przez nakręcany zegar po dziadku. Gdy podrosłam, zaczął mijać bardziej zauważalnie, dzielony między szkołę a dom. Po przyjeździe na studia do Miasta powoli nabierał tempa, najpierw maszerował, potem przeszedł w trucht, w końcu w regularny bieg. A teraz pędzi jak szalony wywołując zadyszkę.
Kiedy, jakim cudem minęło niezauważalnie te 31 dni stycznia?! Jak? No dobra, może styczeń akurat, uwzględniając ilość spraw załatwionych w nim i związaną z tym bieganinę, mógł minąć szybko. Ale mroźny leniwy grudzień? Ponury leniwy listopad? Jesienny leniwy październik? Itd, itd? Rok jawi się jako mikstura złożona z czterech leniwych pór , którą ktoś wrzucił do blendera i wcisnął przycisk 'on'.
Z każdym miesiącem mam coraz silniejsze wrażenie, że siedzę w rozpędzonym pociągu i nie jest to linia pkp - to co najmniej teżewe jeśli nie inny japanese satan, w którym ktoś złośliwie pourywał rączki od hamulców awaryjnych, a szalony maszynista ani myśli zwolnić.
Pora już trochę wyhamować i w wiosnę wejść spacerkiem.

22 January 2009

Notka przestrzenna


Tak tylko chciałam sobie napisać, że to prawda z tym Żydem co miał mało miejsca i kupił sobie kozę, a po tygodniu ją sprzedał i nagle mu się przestrzeń zwiększyła :)

20 January 2009

Notka śliskopowierzchniowa


Tak mnie od paru dni zastanawia... ma ktoś pomysł jak po najdłuższym lodowisku miejskim - szumnie zwanym w innych porach roku chodnikiem - poruszać się prosto i pewnym krokiem, zamiast imitować ruchy pijanego wiatraka rozpaczliwie próbującego utrzymać równowagę?

Chyba tylko łyżwy pozostaje nałożyć w tej sytuacji.

A nawiasem mówiąc w sparingu agneeze vs podłoże jak dotąd wygrywa podłoże :]

5 January 2009

Notka kolekcjonerska

Gdyż parę wątków mi się uzbierało, ale żaden sam w sobie nie był na tyle rozbudowany, by poświęcać mu osobną.

Święta były rodzinne. Kropka :)

No bo właściwie już mi opadło zdziwienie, że na basenie w Nowy Rok może być tyle ludzi. Myślałam, że po Sylwestrze większość albo gdzieś pojechała, albo leczy kaca, albo właśnie wbija klina żeby dnia następnego mieć kaca podwójnego. Otóż tak nie było.

Delikatne rozczarowanie 'bardzo, ale to bardzo śmieszną komedią' też już dawno ustąpiło miejsca stwierdzeniu, że jednak osławiony koń trojański kilka zabawnych momentów miał, ponadto suma sumarum podobał mi się, a że bardziej wzruszał niż rozśmieszał? Może miałam rzewny dzień i tyle.

No i wydało się, że jednak mam dar negocjacji. Diabeł tkwi w odpowiedniej ilości rzeczowych (i życiowych) argumentów podpartych faktami ekonomicznymi i praktycznymi ze szczególnym uwzględnieniem wrodzonego lenistwa. Przy czym ilość i jakość argumentów jest wprost proporcjonalna do posiadanej determinacji.

Która z kolei przydaje się w grach i zabawach słownych z:
- panem od podłóg (tak, jest bardzo krzywo, a ja będę nad panem stała z poziomicą i sprawdzała :P ),
- panią od szaf (nie, nie potrzebuję uchwytu na rurę od odkurzacza, gdyż w najbliższej pięciolatce nie przewiduję zakupu owego, natomiast przydadzą mi się dodatkowe szuflady w ilości nieograniczonej),
- oraz zastanawianiem się nad sobą samą, a konkretniej nad kwestią, na którym metrze tynku strukturalnego skończy mi się cierpliwość, a zacznie rzucanie szpachelką o podłogę... wróć, na pewno nie o podłogę.. to może przez okno..?

:-)