23 February 2009

Notka zezłoszczona

tylko zezłoszczona, albowiem gdyż ponieważ dbamy o czystość języka i nie nadużywamy wulgaryzmów. Poza tym już się nakurwiłam bezpośrednio przy zdarzeniu.
Kolejny raz waląc bezsilnie głową w pszepienkny nowy słupek przystankowy doszłam do wniosku, że w tym, skądinąd cudnym mieście, jeśli mam liczyć na komunikację zbiorową to lepiej od razu strzelić sobie w stopę. Przy czym celowość, a raczej bezcelowość liczenia jest wprost proporcjonalna do ilości czasu jaki się posiada by dotrzeć w pożądane miejsce oraz ważności sprawy, którą ma się do załatwienia, a środek komunikacji o ile raczy w końcu przyjechać, to będzie swój własny środek miał zdezelowany, brudny i o temperaturze zblizonej do tych, jakie panują w lodówce, a dodatkowo, w dzień taki jak dziś możemy otrzymać gratis ekstra atrakcje w postaci wody kapiącej na głowę. Nie można też zapominać o nonszalancji godnej Kubicy, z jaką część kierowców wjeżdża w zatoczki: te rozbryzgi świeżego błocka, te półtorametrowe fontanny tryskające spod kół, coś wspaniałego!! Panu prezydentowi marzy się jakieś horrendalnie drogie cacko, a tymczasem umykają mu ulotne wrażenia dnia codziennego!!
Po takim dniu jak dziś mam nosie ekologię, ideologię i inne -ogie, wolę wsiąść w cieplutki samochód i beztrosko generować korki. Zresztą ja tam lubię korki, przynajmniej dobrej muzyki można w spokoju posłuchać a i własnego nosa nie trzeba narażać na obywateli, którzy zapomnieli nie tylko o porannym prysznicu, ale i o tym z wczoraj, z przedwczoraj, nie mówiąc już że zapomnieli, że nie trzeba już się orać w lodowatej Odrze na tarze i z kijanką - pralki istnieją i są powszechnie dostępne.
Mamuniu, co za szczęście, że wiosna idzie i będzie można wykorzystać własne nogi do przemieszczania się po chodnikach bez dwudziestocentymetrowej warstwy błocka!
A żeby nie było tylko jęczenia sprawiedliwie przyznam, że do pracy wozi mnie na czas to cieplutkie volvo, to mercedesik :)

12 February 2009

Notka merfiująca

Zaiste, najlepszym sposobem na to, aby wywołać zimę, w momencie gdy jest to ostatnia rzecz, o jakiej marzę, jest napisać na blogu notkę nadziejowiosenną.
Analogicznie jak wywołać spóźniający się autobus zapaleniem ostatniego papierosa, czy sprowokować los nieposiadaniem absolutnie żadnej gotówki w portfelu w trakcie awarii terminali.
Swoją drogą śnieg, w lutym, w tej części świata... bez sensu :P

1 February 2009

Notka czasowstrzymująca

Równolegle do i niezależnie od notorycznego marudzenia w prawie każdej rozmowie, że 'jak dla mnie to mogłaby już być wiosna', lub też że 'mam powyżej noszenia na sobie każdorazowo ośmiu warstw odzieży', coraz częściej zauważam, że czas pędzi.
Gdy byłam małym dzieckiem, czas może i istniał - gdzieś tam w tle odmierzany przez nakręcany zegar po dziadku. Gdy podrosłam, zaczął mijać bardziej zauważalnie, dzielony między szkołę a dom. Po przyjeździe na studia do Miasta powoli nabierał tempa, najpierw maszerował, potem przeszedł w trucht, w końcu w regularny bieg. A teraz pędzi jak szalony wywołując zadyszkę.
Kiedy, jakim cudem minęło niezauważalnie te 31 dni stycznia?! Jak? No dobra, może styczeń akurat, uwzględniając ilość spraw załatwionych w nim i związaną z tym bieganinę, mógł minąć szybko. Ale mroźny leniwy grudzień? Ponury leniwy listopad? Jesienny leniwy październik? Itd, itd? Rok jawi się jako mikstura złożona z czterech leniwych pór , którą ktoś wrzucił do blendera i wcisnął przycisk 'on'.
Z każdym miesiącem mam coraz silniejsze wrażenie, że siedzę w rozpędzonym pociągu i nie jest to linia pkp - to co najmniej teżewe jeśli nie inny japanese satan, w którym ktoś złośliwie pourywał rączki od hamulców awaryjnych, a szalony maszynista ani myśli zwolnić.
Pora już trochę wyhamować i w wiosnę wejść spacerkiem.