28 July 2011

Jest dobrze bo... jest dobrze :)

Wiele małych spraw udało się ostatnio wyprostować. Po części zawzięciem się, po części przez zwykłe pogodzenie się z tym, na co wpływu nie ma się żadnego lub znikomy. Zabawa w Don Kiszota nie dla mnie, czasu się cofnąć nie da, ugryźć więcej niż jest się w stanie przełknąć także. I tak jest dużo do zrobienia na moim małym odcinku rzeczywistości.
Teraz ważne by utrzymać status quo i codziennie iść do przodu (jak to się ma do 'trzeba bardzo szybko biec, by stać w miejscu'?). I ciągle potrafić cieszyć się z drobiazgów, że w głośnikach Lars Hollmer, że na kuchence pyrka najpyszniejszy krupnik na gołąbku, że w weekend do Rodziców (a i Rodzeństwo będzie w komplecie! :) ), że nasze piękne wakacje ciągle jeszcze przed nami.


27 July 2011

Człap człap...

Noga za nogą.
Lubię tak łazić dla samego łażenia (no i jeszcze inwentaryzacji zmieniającego się otoczenia).
I dobrze się człapie z kimś :)

25 July 2011

Gość przybył


i zostanie do środy.
Nie żebym nie lubiła ludziów, ale niekoniecznie muszą mi siedzieć na głowie tyle czasu.
Jedyna pociecha, że po wyjeździe Gościa znów poczuję się jak Icek bez swojej kozy :)

24 July 2011

To leniwa niedziela

bo przecież nie ostatnia :) przynajmniej nie specjalnie.
Od wczoraj planowaliśmy trochę rowerowej aktywności w granicach Miasta, ale niebo groziło kapaniem. Skończyło się nie-za-długim spacerem. Trzeba było polegać na guglowej pogodynce - do teraz nic nie wykapało. Za to zjedliśmy w zaprzyjaźnionej knajpce flaczki i krem z zielonego groszku - mniam mniam; i zrobiliśmy sporo domowych porządków przed jutrzejszym najazdem koleżki Pana W. Domku nasz mały, tak łatwo Cię zagracić, tak łatwo Cię posprzątać... Bo graci się sam, sprzątać sam - już nie chce, ot, złoślistwo.
Za to drugie danie podane zostało po mistrzowsku - nasze ulubione pesto, oliwki, parmezan, na bonus pomidorki. Lubię proste żarcie :)

23 July 2011

Szkoda, Amy.

Jeszcze dziś popołudniu przeglądając Wysokie Obcasy, czytałam tekst Karoliny Sulej zestawiającej Billie Holiday z Amy Winehouse i podsumowanie: 'Winehouse, duchowa wnuczka Lady Day, wciąż żyje'. Parę godzin później news w 'internetowym wydaniu dziennika' mówi coś wręcz przeciwnego. Szkoda, Amy, lubiłam Cię czasem posłuchać. Szkoda, że tak wyszło.


Początkowo w innym tonie chciałam, inaczej to opisać, ale... po przemyśleniu - na nic ocenianie ludzi i ich życiowych wyborów. 'Z tylu różnych dróg przez życie każdy ma prawo wybrać źle'*. Tylko szkoda, liczyłam na kolejną płytę. Może byłaby podobna do Frank, którą wspominam z sentymentem? Towarzyszyła wielu miłym wydarzeniom dość dawno temu. A może byłaby całkiem inna. A może wcale by jej nie było..

Szkoda, Amy.

*) Stanisław Staszewski

Już prawie połowa lata...

... a ja nie jadłam jeszcze wakacyjnych kanapek z pasztetem, pomidorem i surową cebulą. Z roku na rok czas biegnie coraz prędzej i prędzej jakby chciał pobić własną życiówkę. No i po co, pytam?

Chce mi się do przyrody. Do lasu, nad wodę, na jagody (czy grzyby już są?), byle dalej od szumiącego miasta. Z wakanapką w kieszeni.