20 August 2011

Okrutne prawidła życiowe

Baba Aga, zasępiając się nad pierwszym dzisiaj kubkiem kawy usiłuje dociec jak to jest, że w wolny dzień samoczynnie wstaje na równe nogi, z oczami wielkości pięciozłotówek już w okolicach 6:00. Rano. Skoroświt. Wcześniej, niż pracowici panowie, którzy od kwietnia remontują podwórze (i jeśli dalej będą tacy d o k ł a d n i, to akurat na Wiliję ukończą dzieło). Jak trzeba wstawać do pracy, to o której by się poprzedniego dnia nie położyła, rano przestawia dżemkę żebrząc o jeszczepięćminut, aż w końcu jest fatalnie spóźniona a i tak poranne czynności wykonuje lewitując w półśnie. A w taką, dajmy na to, sobotę, o ósmej rano jest już po kąpieli z peelingiem, śniadaniu, pranie zrobione, Baba Aga w pełnym rynsztunku gotowa szturmować pobliski targ.
Jak mi ktoś kiedyś przekonująco wyjaśni ten fenomen, to stawiam mu piwo czy co tam będzie chciał.

12 August 2011

Perypetii socjalnych ciąg dalszy...


... czyli, człowieku, jak chcesz mnie doprowadzić do białego sz(kw)ału, to dalej zaglądaj mi w talerz. Jasna cholera!!!

Kneblować...


...winno się co poniektórych profilaktycznie (jeden Bessie mawia wręcz, że rozstrzeliwać, ale jako pacyfistka pozostanę przy niewinnym kneblowaniu). Od wieków wiadomo, że lepiej zapobiegać niźli leczyć oraz prewencja przede wszystkim.

Napierdzielanie non-stop, przez osiem godzin skutkuje tym, że znam szczegółowo historię najbliższej i dalszej rodziny rzeczonej gaduły do trzech pokoleń wstecz, wszelkie aktualności z ich życia, wiem, gdzie mieszkają, wiem, z dokładnością niemal co do milimetra, jak mają wyposażone mieszkania, gdzie i kiedy spędzają wakacje (niejeden rzezimieszek ozłociłby mnie za te wszystkie informacje ^^), którą żonę bija mąż, a które dziecko jest prawdziwym facetem (bo bawi się tylko samochodzikami). Znam też poglądy polityczne (ojakaszkoda, że drastycznie odmienne od moich) oraz dziękipanijużwiem, że nasze państwo, proszę państwa to w ogóle jest do niczego, bo powinno dawać (piniędze rzecz jasna), bo się gadule i jej rodzinie należy - a nie daje... Opad ciągły i uwiąd mózgu. Nie wiem po co mi te wszystkie rewelacje, ale jak się słucha w kółko tego samego od paru lat, to już samo-się zapamiętuje i przypomina w najmniej odpowiednim momęcie.

Spotykając takie osobniki przestaje mnie dziwić, że ludzie za drobniaki albo i gratis, dla samego rozgłosu, szturmują wszelkie tok-szoły, urzekającehisterie i trudnesprawy. Póki siedzą w tym tivju - pół biedy, przymusu gapienia się w pudło... wróć, tera przeca ludziska jeden przez drugiego na połamanie nóg plaskacze kupują, a kto ma większy ten jest lepszy... biedni idioci; no więc przymusu oglądania tok-szołów nie ma, ale jak mi ktoś życie fejs-tu-fejs zatruwa... uuu to ja tam jestem za opcją, żeby tego typu zachowania były karalne na równi z jeżdżeniem na czerwonym. No albo żeby chociaż kneblowali.

To tak jak z durnowatymi przebojami lansowanymi na siłę w każdej radiostacji - wlezie człowiekowi taki umcyk-szajs w głowę i wyleźć nie chce po dobroci, trza później w domu egzorcyzmować przy pomocy goldringa.

9 August 2011

Recepta na szczęście

Śniła mi się dziś. Gotowy i kompletny przepis na to, co trzeba zrobić, by być absolutnie szczęśliwym. Szkoda, czy dobrze, że po przebudzeniu nic nie pamiętałam? :)

5 August 2011

Zapachy świata

W mojej kamienicy ktoś posiada maszynę do pieczenia chleba i aktywnie z niej korzysta. Ostatnio często budzi mnie zapach świeżego pieczywa. Kojarzy mi się z naszymi hiszpańskimi wakacjami, kiedy podczas zwiedzania Barcelony mieszkaliśmy w hostelu Erasmusa, a kilka pięter pod nami znajdowała się mała piekarnia. Tak samo skoroświt budził nas aromat pieczonego chleba, wyciągał z łóżka i znakomicie motywował do natychmiastowego udania się do pobliskiego sklepiku po świeże produkty na śniadanie, by następnie je skonsumować i pełnym nowej energii ruszyć na zwiedzanie.

Czasem przechodząc obok którejś miejskiej fontanny czuję w powietrzu tę samą arbuzową wilgoć, co nad Atlantykiem. Zostawiliśmy wtedy mglistą polską złotą jesień za sobą, by wpaść wprost w objęcia posezonowego portugalskiego październikowego skwaru, trzydziestu stopni w cieniu i fal, w jakich nigdy wcześniej (i jak dotąd, później) nie pływałam. Wrocław powitał nas śnieżną zadymką, ale w bagażach ciągle mieliśmy piasek z ciepłych plaż, a skórę rozgrzaną południowym słońcem.

Ostatnio w zaprzyjaźnionym warzywniaku nabyłam hurtowe ilości lubczyku. Już zamrożona w pojedynczych liściach, ta druga, dziwna pietruszka swoim niepowtarzalnym aromatem dosmacza nasze potrawy i przypomina dzieciństwo, kiedy 'zupy' gotowało się z chwastów a 'babki' lepiło z piasku zawzięcie szukając 'mokrego'.

Zapachy są czymś co na moją wyobraźnię oddziałuje chyba najbardziej. Nawet muzyka jest na dalszej pozycji.

Wystarczy jedna wywąchana kiedyś nuta by przywołać wspomnienia - i te miłe i te przykre. Wystarczy przelotny nawet aromat potrawy, by nagle nabrać na nią ochoty lub znienawidzić ją jeszcze bardziej niż dotąd. Wystarczy zapach kochanego człowieka, by poczuć się najbezpieczniej w świecie.


4 August 2011

Piękne perspektywy

Te bliższe - jutro piątunio, a po piątuniu jak to zwykle bywa następuje weekend. Co prawda znów ma kapać z niebios, a planowało się wyskok w przyrodę, ale uwzględniając, że ochocze wstawanie skoroświt przewalcowało mnie już od poniedziałku okrutnie - nawet mnie to na rękę. Będzie można się wyspać, dokonać domowych napraw bieżących (znowu ta kabina, grrr), zrobić sobie kino domowe , jednym słowem o d p o c z ą ć. A jeśli pogoda jednak się namyśli - to wieś, słońce, woda, hulajdusza :)))
I te dalsze - wakacje! Po namysłach i dywagacjach, rozważaniach i niezdecydowaniach decyzja została podjęta w sekundpięć, a bilety na fruwające paskudztwo oraz baza na samym skraju plaży - definitywnie zarezerwowane. Już się cieszę na myśl o zasypianiu przy szumie fal, poranną kawę na tarasie z widokiem na morze, bezwstydne ilości owoców morza i wina, rozmowy, spacery... Już się nie mogę doczekać!

1 August 2011

Żabie lato :)


Wrócił człowiek z pracy jak człowiek, o normalnej porze, poszedłby jak człowiek uzupełnić prowiant w lodówce, a tu znowu kapie. Na człowieka. No to najpierw upieczemy pstrąga na cukinii, zrobi się porządki małe i duże, a wyprawę odłożymy na później, sklep nie zając.

To do list na ten tydzień jest zachęcająco krótka, aż się chce wstawać skoroświt. Zapowiadają się również odwiedziny - służbowo!, w tym jedne, których lepiej byłoby uniknąć, ale w kacowe nikt mi nie uwierzy, nie te czasy. Pozostaje udawać niemowę, a bajki puszczać mimo uszu, co by sobie głupich nadziei znów nie robić.

A na wakacje wybrać bardziej suche rejony świata :D