21 March 2012

Placuszki cebulowe

W moim, dziwnym trochę (ale o tym może innym razem) zrywanym kalendarzu wśród całego stada przepisów na potrawy dla mnie zupełnie niejadalne zdarzają się czasem i takie perełki :-)

500g cebuli
200g sera pecorino
4 jajka
sałata
ząbek czosnku
oliwa
pieprz 

Cebulę pokroić w dużą kostkę i zrumienić mocno na oliwie. Jaja zmiksować, dodać starty ser, pieprz (ja użyłam białego, bardziej mi pasował), połączyć z ostudzoną cebulą. Wykładać na patelnię małe porcje masy i smażyć z obu stron na złoty kolor.
Sałatę umyć, porwać na duże kawałki. Na patelni rozgrzać oliwę, wcisnąć czosnek, przesmażyć nie dopuszczając do przypalenia a następnie polać powstałym sosem sałatę.
Smacznego!

16 March 2012

Na dziś to wszystko.


Baba Aga, po trwającym od dłuższego czasu miotaniu się ze skrajności w skrajność, od wybuchów optymizmu pod szyldem 'jeszcze wszystko da się naprawić', po wściekłą, podszytą jadem złość na aktualny rzeczystan, rzekła: basta!

Koniec szarpania. Babie Adze nie wolno się denerwować, bo od tego skacze ciśnienie, a jak skacze ciśnienie, to może się odklejać siatkówka, a jak się już odklei, to ją trzeba laserem przyklejać, co samo w sobie specjalnie przyjemne nie jest i Baba Aga bardzo by sobie nie życzyła doświadczać tego ponownie.

Dosyć więc. Nie będzie mi się tu za mnie decydowało, w którą stronę rzeczona sytuacja się rozwinie. Zresztą niech się decyduje nawet, proszę bardzo, jednak niech się nie zdziwi, że Baba Aga decyzje owe wpierw skwituje uniesieniem jednego łuku brwiowego - co będzie oznaczało ni mniej ni więcej jak tylko 'oł riliiiii?!' - a następnie, przy akompaniamencie swojego złośliwego chichotu (a jest to, jak powszechnie wiadomo, dźwięk wyjątkowo przenikliwy i nieznośny, przywodzący na myśl zgrzytanie nożem po szkle) wetknie je głęboko w czeluści pieca, po czym przyłoży zapałkę i pufff! - tyle je widzieli.

Rzetelnie zatem wykorzystała wolny wieczór na uporządkowanie tego odcinka swojej rzeczywistości. Choć po stokroć bardziej wolałaby wsadzić nos w książkę i przenieść się na miotle wyobraźni do Indii. Choć ledwo powstrzymała przemożną chęć uruchomienia swojej ukochanej maszyny. Tym razem jednak rozsądek przeważył i z pomocą niezawodnej pamięci komputera oraz przezornie naszykowanej świeżej paczki chusteczek w opakowaniu combo urządziła sobie modelowe katharsis. Takie ze wspominaniem momentu poznania (a zawsze, ale to zawsze ludzi, którzy są lub kiedyś byli dla mnie ważni poznawałam w niecodzienny sposób i zawsze to pierwsze spotkanie zapada mi trwale w pamięć, pomimo, że wielu z tych ludzi dawno odeszło już z mojego życia), z rozpamiętywaniem przeżytych razem chwil, a dla dopełnienia rytuału, na gorzki deser - oglądaniem nielicznych wspólnych zdjęć. Takie rozdrapywanie ran na bogato, albo, innymi słowy - masochizm pakiet premium plus.

I bardzo, ale to bardzo się zdziwiła, że chusteczki się jakoś nie przydały. Że cała operacja przebiegła niemal bezboleśnie, jak wyjęcie ze szczęki zęba, który dawno oddzielił się od korzenia i tylko przyzwyczajenie trzyma go jeszcze w łuku. Że przywołując wspomnienie za wspomnieniem miała wrażenie, jakby oglądała zdarzenia przez szybę - wystarczająco blisko, żeby widzieć szczegóły, a jednocześnie bez możliwości ingerencji. To już było, to już się stało. Tak miało być, nieważne, kto bardziej zawinił, kto więcej razy odpuścił. Nasz czas się po prostu skończył. Wypadliśmy z któregoś życiowego zakrętu jeszcze razem, ale po otrzepaniu z kurzu każde poszło w swoją stronę.

To drzewo musiało uschnąć już wcześniej, tylko ja ciągle chciałam widzieć na nim liście. A teraz nie ma emocji, złość wygasła niepostrzeżenie jak ogień w kominku nad ranem. Została tylko nieduża luka, która pewnie niebawem się wypełni (albo przestanę na nią zwracać uwagę) i garść dobrych wspomnień, których nikt mi nie odbierze.

9 March 2012

Tulák pražsky čert


Baba Aga niedawnymi czasy znów grasowała po Pradze. Grasowała, lansując przy okazji jeden ciekawy sklep i tylko tak się teraz poważnie zastanawia, czy za tę żywą a wielce radosną reklamę nie winna jednak wystąpić o jakiesik honorarium... oczywiście do podziału z fotografem!

Karluv Most
i Prazsky Hrad
a na pierwszym planie Prazsky Cert

Tak właściwie pojechać to pojechała Baba Aga, ale wrócił już Knedlycek...

eee... spocznij!
Jednakoż w szczegóły tej diabelskiej przemiany, w to, co tam się w trakcie kotłowało, wnikać - zapewniam - nie ma najmniejszej potrzeby. Treść wydarzeń ciekawą jest co prawda niezmiernie, jednak po przybliżeniu okazuje się, że tylko dla wąskiego kręgu zainteresowanych swoimi zabawkami probierzy, tak więc zanudzanie szerszego grona temi opowieśćmi bezcelowym byłoby w zupełności.

a tu na przekór baczność!


Grunt, że było wesoło i pouczająco, zabawnie i ciekawie, międzynarodowo i wielokulturowo, a już miksy językowe używane celem jak najlepszego porozumienia się z kolegami z różnych krajów niejednego językoznawcę przyprawiły by jeśli nie o palpitacje serca, to co najmniej o nerwowe drżenie powieki.

wielkie woskowe serce dla Vaclava

Nadmienię jeno dla porządku, że w całej sprawie palce... ekhm... łapy, a może nawet pazury maczał niejaki Modrý Tygr i wszelkie ewentualne skargi, wnioski i zażalenia  kierować należy na piśmie bezpośrednio do w/w.

Puncovni Urad :-)

Ale nie ma żadnej gwarancji, że się w jakikolwiek sposób do nich ustosunkuje.