29 August 2013

I'm in love with my car, gotta feel for my automobile.


wyszłam dziś, w ramach fitnessu tudzież dla spuszczenia nadmiaru pary, nawoskować strzałę i zrobić porządki w bagażniku. kąpałam ją kilka dni temu w myjni, ale rutynowe mycie nie załatwia wszystkiego. oraz nie ma to jak porządne, ręczne woskowanie, do litrów wylanego potu i bólu ramion. rozrywkę ową urządziłam sobie pod bramą, dostarczając dużo radości sąsiadom i przypadkowym przechodniom. ciśnienie do wyrażania własnego zdania w każdych okolicznościach i na każdy temat jest w moich rodakach nieodmiennie przemożne. przy czym w dobrym tonie jest wyrażanie owego zdania z wyższością, bo co tam taka blond gówniara pół cetnara może wiedzieć o życiu (autentyk).
jeden był szczególnie upierdliwy, krążył jak ćma wokół światła, podchodził kilka razy, ślepy na fakt, że nie jestem w nastroju do pogawędek.

-oo, chyba wyjazd na urlop się szykuje?
ciekawe skąd ten pomysł. przerywam na moment i obserwuję.
-bo takie wielkie sprzątanie, pucowanie..
oo, rozumiem, że szanowny pan również kąpie się tylko na specjalnie okazje?
-po prostu należało jej się mycie. przepraszam, jestem zajęta.

widzę, że nie kuma, ale może typ z tych, co do wszystkiego potrzebują odpowiednio istotnego powodu, najlepiej popartego paroma bardzo ważnymi opieczętowanymi pismami.

-dziecko, dajżesz sobie już spokój, tego grata to na złom a nie tak polerować!
pan szanowny również do najmłodszych nie należy. pan szanowny nie wie również, że siedzi na tykającej bombie zegarowej. jeszcze jestem spokojna. łypię tylko złowieszczo i szlifuję dalej.
-a ile ten samochód ma lat?
razem ze mną i tak mniej niż pan. spierdalaj.

nic tak nie wkurwia jak brak reakcji, ale czerstwy emeryt się nie poddaje. cierpliwość pewnikiem w kolejkach wyrabiał za dawnego ustroju.

-halo, halo!
(łyp, to znowu do mnie? a, wrócił jak bumerang.)
-halo, ale w mieście nie wolno myć samochodu!
nie myję samochodu. woskuję go.
-ja widziałem jak pani nalewa na szmatkę wodę.
(fakt, przed woskowaniem przetarłam lakier z kurzu. wilgotną ścierką. bez rozlewania wody, za to rozważam mały rozlew krwi przy użyciu lewarka. albo łyżki do opon. w ostateczności posłużę się trójkątem ostrzegawczym, solidna, niemiecka konstrukcja, widać od razu, że produkowana z myślą o zastosowaniu zaczepno-obronnym. ech ci niemcy.)
-ja zaraz zawołam milicję!
aa.. czyli jednak. utknął przed 89. biedak.
-proszę bardzo. z przyjemnością z nimi porozmawiam.
-bezczelna gówniara!


chwila przerwy, dokończyłam woskowanie, zabieram się za bagażnik. wrócił. tacy zawsze wracają.

-ale te śmieci to chyba pani pozabiera?  (wywaliłam cały syf z bagażnika na chodnik)
ależ skąd też szanownemu panu przyszła podobna rzecz to do głowy. zamierzam zostawić ten uroczy pieprznik tak jak jest!
-tam na rogu są pojemniki do segregacji, folie osobno, szkło osobno, papier osobno.
doprawdy?
-niczego nie będę wyrzucać. wszystko mi się przyda.
-jak to..wszystko..?
-normalnie. nie ma tu ani jednej zbędnej rzeczy.
facio zaliczył opad szczeny i odpłynął gdzieś w odmęty osiedla mamrocząc jeszcze na odchodne pod nosem coś o gównażerii i bezczelności.
że też od razu na to nie wpadłam.. liczył najwyraźniej, że skubnie parę fantów za friko na własny użytek, czytaj: pokątny handelek oldskulem, a tu ch*j bombki strzelił.. nie będzie mamony..