31 January 2011

Notka sponsorowana przez NFZ

Tak się ostatnimi czasy składa, że dosyć często korzystam z usług służby zdrowia, publicznej czy niepublicznej, w każdym razie nie prywatnej, a refundowanej. A co! Płacę i wymagam! :)

Jak dotąd, nie było mi dane doświadczyć na własnej skórze kilkugodzinnych kolejek, opryskliwego personelu, odsyłania od Annasza do Kajfasza i tym podobnych przyjemności, chociaż bliższe i dalsze otoczenie regularnie karmi mnie smakowitymi opowieściami, które nadawałyby się na scenariusz niejednego thrillera.

Może rejestruję się w odpowiednich godzinach, może nie posiadam wygórowanych wymagań*, może sprawy, z którymi przychodzę są z medycznego punktu widzenia nieskomplikowane (a co za tym idzie, niewywołujące drastycznego skoku ciśnienia u personelu, głównie na myśl o ilości papierów do wypełnienia). A może po prostu mam szczęście i trafiam wciąż na dobrych ludzi.

Natomiast dzisiaj, już któryś raz z kolei rozbawiło mnie coś innego i mam w związku z powyższym niezwykle cenną wskazówkę. Otóż drogi pacjencie, jeśli zostaniesz zapytany o samopoczucie po poprzednim zabiegu, absolutnie nie śmiej powiedzieć, że wszystko było w porządku, nic cię nie bolało, wręcz byłeś jak nowo narodzony. Podczas przyjmowania zastrzyku nie waż się z uśmiechem na ustach twierdzić, że nic nie czujesz, bo przecież zastrzyk, szczególnie domięśniowy MUSI boleć, a potem jeszcze spowodować trądopodobny strup i wywołać dwudniowe zakwasy w całym ramieniu. Jeśli mimo to upierasz się przy swoim zdaniu, zostaniesz pokazany połowie przychodni jako anomalia.

Ostrzegam, że następnym razem jako eksponat skasuję za bilety :)




*) Po prostu nie oczekuję w gabinecie przyjacielskich pogaduszek i specjalnego traktowania. Od tego mam znajomych. Lekarz czy pielęgniarka nie muszą być mili, wystarczy, że będą grzeczni i rzeczowi w robieniu tego, na czym znają się lepiej ode mnie.

No comments:

Post a Comment

leave a comment if you wish