9 September 2010

I jeszcze jedna bonusowa notka nostalgiczna

Ściśle i nierozerwalnie związana z aktualną porą roku, tą moją najulubieńszą: przymgloną, chłodnawą, mżącą lub chłodno-słoneczną.

Marzenia się spełniają.

Naprawdę :)

Trzeba to sobie tylko uświadomić, co najczęściej następuje po czasie (niekiedy bardzo długim).

Żółta zupa

Czyli co się porabia, gdy ma się mnóstwo innych pilnych rzeczy do roboty!

Przepis na pyszną zupę, podobno arabską, chociaż coś mi się nie widzi by Arabowie jedli kurczaki, ale niech będzie. Znaleziony dawno temu w jakiejś gazecie, odgrzebany podczas jesiennych porządków, nieco zmodyfikowany, błyskawiczny.

Składniki:
150g mięsa z kurczaka (filet z piersi, udka, skrzydełka, porcja rosołowa etc.)
2 duże cebule
ząbek czosnku
1 duża marchewka
100g suchej ciecierzycy bądź puszka konserwowej
2 łyżki stołowe kurkumy
łyżka oliwy
1 płaska łyżeczka soli
pół cytryny
listek laurowy, 2-4 ziarna ziela angielskiego, pieprz.

W garnku:
Mięso umyć, pokroić drobniutko, zalać wodą (~2l), dodać listek laurowy i ziele angielskie. Posolić, ugotować lekki rosół (ok. 0.5h od zagotowania).

Na patelni:
Cebule pokroić w piórka, czosnek przecisnąć przez praskę, podsmażyć na oliwie.
Marchew pokroić w paseczki lub bardzo cienkie plasterki, dodać do cebuli, wsypać kurkumę i smażyć 5-10 minut.

Dodać zawartość patelni do zawartości garnka, dodać ciecierzycę (suchą oczywiście wcześniej namoczyć i wstępnie ugotować osobno, konserwową tylko odsączyć), gotować na średnim ogniu 3-5 minut. Wskaźnikiem jest marchewka - ma być podgotowana, ale jędrna, niemal chrupiąca.

Dodać pieprz do smaku, wcisnąć sok z połowy cytryny.

Smacznego :)

27 July 2010

(nie do końca) zawiedzione nadzieje

Stoję sobie ostatnio w kolejce do kasy, za mną uśmiechnięta para w wieku mocno emerytalnym wykłada swój towar przekomarzając się przy okazji po cichu. Nagle pan, korzystając z chwilowej nieuwagi swojej małżonki nachyla się ku mnie i z zawadiackim uśmieszkiem, wskazując na jeden z moich produktów szepce:
-Proszę pani, czy mógłbym się dowiedzieć, w którym miejscu sklepu można znaleźć te kiełbaski wieprzowe? Bo moja żona kupuje tylko drobiowe, ona mówi, że chudsze, zdrowsze, ale każdy szanujący się mężczyzna wie, że nie ma to jak świniak!!
Jednocześnie cały czas łakomie przygląda się paczuszce, nagle na jego twarzy odbija się zawód i zanim zdążyłam coś wyjaśnić, kontynuuje:
-A... to są pieprzowe... źle przeczytałem, myślałem, że może wieprzowe, już sobie narobiłem apetytu...
Musielibyście widzieć jego minę, kiedy mu wyjaśniłam, że kiełbaski są jak najbardziej wieprzowe :))

15 July 2010

Wróżka ze mnie żadna...

...raczej wiedźma (nie mylić z czarownicą!), ale na ludziach trochę się znam.

Każdy lubi mieć rację.
Szczególnie wtedy, kiedy tę rację naprawdę zwyczajnie ma, gdy nie została wykłócona przez postawienie na swoim za pomocą głupawej argumentacji, bo i tak bywa. Cieszy, gdy własne, wypracowane na podstawie obserwacji ludzkich zachowań opinie czy też przekonania znajdują potwierdzenie w kolejnych sytuacjach.

Dlatego odczuwam nieskrywaną satysfakcję, że kolejny raz sprawdza się moja teoria, pt. 'dorośli, ukształtowani ludzie się nie zmieniają' (nagle i z zaskoczenia). Owszem, zdarzają się przemiany na zasadzie wyjątków potwierdzających regułę, ale cała reszta Przypadków określanych w towarzystwie jako 'ale on się bardzo zmienił', czy 'nie masz pojęcia jak ona się zmieniła' to niemal zawsze krótkotrwałe wdzianie maski (zwykle tzw. stoosiemdziesięciostopniowej) w reakcji na niesprzyjające w danej chwili Przypadkowi okoliczności życiowe. Otóż mam pojęcie jak bardzo ktoś się może zmienić - zmienić na chwilę. Zaś po wywarciu odpowiedniego wrażenia na ogóle i przekonaniu do nowego wizerunku zadowalającej liczby osłów nie potrafiących myśleć samodzielnie, Przypadek cichaczem powraca do swoich dawnych przyzwyczajeń i zachowań.

Jak niepowszechnie wiadomo, niespecjalnie przepadam za niespodziankami, więc tego typu przewidywalne zakończenia radują me serce po wielokroć :)


4 July 2010

Bessie

Bessie jest jedyną znaną mi osobą, która jako lekturę na plażę zabiera notatki do egzaminu. A potem oczywiście elegancko-nonszalancko je olewa.
-Na bezludną wyspę też byś pewnie wziął notatki do egzaminu. I tak samo ich nie czytał - stwierdzam.
-Nie, na bezludną wyspę zabrałbym Cottona. Chemię nieorganiczną, w końcu miałbym czas, żeby się tego wszystkiego nauczyć - odparł z uśmiechem kota, który połknął kanarka.
Gdyby to słyszał Wielki Szu Prof. P. ... Ma ktoś może komórkę do niego? :))

22 June 2010

Antysemityzm na co dzień

-Ta maszyna jest własnością żydowskiej firmy - wysyczało pod bankomatem czyste zło obleczone dla niepoznaki w wątłe ciało zasuszonej babuleńki.
Odsunęłam się nieco, nie dopuszczając, by skapujący jad przeżarł mi stopę.

17 June 2010

...

"Stary sposób na senne koszmary jest taki, że trzeba je opowiedzieć na głos nad otworem ubikacji, a potem spuścić wodę" - Olga Tokarczuk

5 February 2010

Notka sennikowa

Wczoraj...
Wróciłam z pracy. W Domu czyhały zwykłe czynności - odgruzowywanie, pranie, obiad. W ich trakcie znalazł się czas na gorącą herbatę. W pewnym momencie przypomniało mi się, że przecież dziś wyjeżdżam, już, zaraz, za moment, że muszę jeszcze spakować trylion Bardzo Przydatnych Przedmiotów. Pakowałam walizki i torby w panice i popłochu, do wyjazdu pozostało zaledwie kilkanaście minut. Ludzie, z którymi miałam jechać przyszli po mnie, ale ponieważ nie byłam jeszcze gotowa, zabrali tylko moje bagaże, ja z podręczną torebką na dworzec miałam dotrzeć sama. Udało mi się w końcu jakoś wykokosić, pędzę z rozwianym włosem, wpadam na peron... i widzę tylko tylne światła odjeżdżającego pociągu.

I w tym momencie się obudziłam.

Ale zdążyłam jeszcze przez chwilę poczuć wielkie szczęście, które nie minęło po przebudzeniu. Szczęście, w którego tle słychać łoskot spadających głazów, tych co czasem na sercu się rozpanoszą, które pachnie wolnością i obietnicą lepszych dni, ulotne, nieczęsto odczuwane wrażenie, że od teraz Wszystko Będzie Dobrze.

Kolejny raz ogarnia mnie poczucie, że w życiu, do mojego osobistego szczęścia, nie jest mi potrzebne zbyt wiele rzeczy, że paradoksalnie pozbywając się czegoś, niczego nie tracę, a wręcz przeciwnie, bilans wychodzi na plus. I nie mam na myśli przedmiotów materialnych, w każdym razie nie tylko. Balastem w moim życiu najczęściej są złe emocje, zapieczone złości, ograniczenia narzucane przez ludzi, z bliższego i dalszego otoczenia, którzy zawsze wiedzą lepiej, jak trzeba żyć.
Jak to dobrze znowu poczuć się wolnym, wstawać ze świadomością, że kolejny puzel wskoczył na swoje miejsce i układanka przynajmniej chwilowo wygląda na kompletną :)

Dzisiejszą notkę sponsoruje Seweryn. O, przepraszam, Pan Seweryn :)