22 January 2012

Z cyklu: 'nie ma to jak...'


W dzisiejszym odcinku - nie ma to jak senny koszmar w prezencie imieninowym.

No doprawdy, już lepszej nocki na wyśnienie parady upiorów z przeszłości, jak ta poprzedzająca mój ulubiony w styczniu dzień, nie mogło być.

Wszystkie trupy, upychane dotąd pieczołowicie a skutecznie w szafie z napisem 'przed otwarciem skonsultuj się z psychiatrą, gdyż nieostrożne obchodzenie się z zawartością może wywołać nieodwracalne dla psychiki skutki' sforsowały potrójne zabezpieczenia oraz najnowszej generacji zamek szyfrowy i korzystając z mojej chwilowej nieuwagi wsączyły się podstępnie w spokojny dotąd sen. Zaskakująco logicznego korowodu scen i sytuacji - z których jedne śniłam na wzór oglądania po raz któryś dobrze znanego już filmu, innych tylko hipotetycznych, ale niepokojąco prawdopodobnych, zaś wszystkich wywołujących gęsią skórkę, zimny pot i dzwonienie zębami - mógłby mi pozazdrościć niejeden scenarzysta thrillerów przeżywający akurat kryzys twórczy. Zresztą może warto byłoby to wszystko spisać, dopóki jeszcze pamiętam, żeby za parę lat, z perspektywy czasu, pośmiać się ze swoich niegdysiejszych lęków i dylematów. Na razie musi wystarczyć mantra o treści: 'zawsze trzeba pamiętać, kto był, kiedy nikogo nie było'.

A dzisiejszej nocy dla odmiany wybrałam się na plażę w Faro.


P.S. To nieprawda, że wszystkie sny są czarno-białe. :-)


2 comments:

leave a comment if you wish