1 February 2009

Notka czasowstrzymująca

Równolegle do i niezależnie od notorycznego marudzenia w prawie każdej rozmowie, że 'jak dla mnie to mogłaby już być wiosna', lub też że 'mam powyżej noszenia na sobie każdorazowo ośmiu warstw odzieży', coraz częściej zauważam, że czas pędzi.
Gdy byłam małym dzieckiem, czas może i istniał - gdzieś tam w tle odmierzany przez nakręcany zegar po dziadku. Gdy podrosłam, zaczął mijać bardziej zauważalnie, dzielony między szkołę a dom. Po przyjeździe na studia do Miasta powoli nabierał tempa, najpierw maszerował, potem przeszedł w trucht, w końcu w regularny bieg. A teraz pędzi jak szalony wywołując zadyszkę.
Kiedy, jakim cudem minęło niezauważalnie te 31 dni stycznia?! Jak? No dobra, może styczeń akurat, uwzględniając ilość spraw załatwionych w nim i związaną z tym bieganinę, mógł minąć szybko. Ale mroźny leniwy grudzień? Ponury leniwy listopad? Jesienny leniwy październik? Itd, itd? Rok jawi się jako mikstura złożona z czterech leniwych pór , którą ktoś wrzucił do blendera i wcisnął przycisk 'on'.
Z każdym miesiącem mam coraz silniejsze wrażenie, że siedzę w rozpędzonym pociągu i nie jest to linia pkp - to co najmniej teżewe jeśli nie inny japanese satan, w którym ktoś złośliwie pourywał rączki od hamulców awaryjnych, a szalony maszynista ani myśli zwolnić.
Pora już trochę wyhamować i w wiosnę wejść spacerkiem.

No comments:

Post a Comment

leave a comment if you wish