10 January 2013

Wyjątkowo światłolubne stworzenie


Zaczynam poważnie rozważać zakup jakiejś wyrzutni większego kalibru. Nie, tym razem nie zdenerwowali mnie politycy, postrzelałabym w chmury sobie. Żeby dziur narobić i wpuścić trochę słońca bo od tych notorycznych ciemności zaczynam popadać w przygnębienie. Wychodzę skoroświt do pracy (fakt, o mało ludzkiej porze) - ciemno niczym w doopie. Gdzieś tak około ósmej od niechcenia robi się kilka tonów jaśniej, ale żeby móc znienawidzone świetlówki wygasić, ooo to nie, nie aż tak jaśniej. Drogę do domu mogę za to łaskawie przebyć przy świetle szumnie zwanym dziennym (o ile akurat pogoda nie ma w planach sypnąć śniegiem albo chlusnąć deszczem), by kilka chwil potem znów zamienić licznik energii elektrycznej w radosną karuzelę. 
Jeszcze na początku to wszystko jest do zniesienia: najpierw jest klimatyczne święto zmarłych ze zniczową łuną, potem długie wieczory spędzać można na czynnościach, na które latem brak jest czasu i ochoty, następnie nadchodzi grudzień i bombarduje magiom świont. Do tego momentu jeszcze człowiek się jako tako trzyma, tym bardziej, że najczęściej w nawale różniastych przedświątecznych zajęć i tak specjalnie nie ma czasu na rozmyślanie. Za to szary okres z obrzyganym niebem, który rozciąga się pomiędzy nowym rokiem a mniej więcej połową marca jest moim skromnym zdaniem zupełnie bez sensu i wpędza tysiące ludzi w niepotrzebną depresję, nabija kabzy firmom energetycznym i stanowczo powinien posiadać opcję przewijania na szybkim podglądzie. 
Bo ile można przesiadywać pod lampą?

No comments:

Post a Comment

leave a comment if you wish